Van Hoyden- Jeden z najciekawszych polskich młodych brandów modowych, prowadzone przez dwie szalenie zdolne dziewczyny: Ewę Leśniewską i Monikę Tomaszek. W nowoczesny świat mody, wprowadzają retro akcenty, a ich projekty to przerobione ubrania z historią. Naprawdę polecam markę dziewczyn.
FB Dziewczyn
Dlaczego nazwaliście waszą markę akurat Van Hoyden, wiąże się z tym jakaś anegdota?
Ewa: HOYDEN w języku duńskim to „rozpuszczona dziewczyna” lub „chłopczyca”. Nasze ubrania to w 90% unisex. Chciałam do tego nawiązać w nazwie marki. Tworzymy projekty, które z powodzeniem mogą nosić zarówno dziewczyny jaki i chłopaki. Nie przewidujemy podziału na kolekcję męską i damską, bo w dzisiejszych czasach to chyba już bez sensu.
Co was skłoniło do stworzenia marki modowej, wspólnie i dlaczego akurat moda?
Monika: Ewie moda była bliska od zawsze, tworzyła swoje projekty i stylizowała ludzi od wielu lat. Wyczucie stylu ma wrodzone. Potrzebowała jednak teamu, kogoś z kim mogłaby się wzajemnie mobilizować. Ja jestem architektem i grafikiem, wnoszę więc do zespołu umiejętności potrzebne do wykonania grafik i części projektów. Obu nam bliski jest ten sam "klimat modowy", więc zwykle kwestie koncepcji uzgadniamy w ciągu 5 minut i nie ma tym tle różnic zdań.
Ewa: Na początku przerabiałam rzeczy dla siebie, żeby mieć coś unikatowego. Coś, co nie jest szyte w tysiącach sztuk i nie wisi w co drugim sklepie. Van Hoyden jest alternatywą dla masowych produkcji. Szyjemy unikatowe i niepowtarzalne rzeczy.
Czy uważacie że w polskim światku modowym brakuje takich projektantów jak wy?
Ewa: Wejście na rynek traktowałyśmy jako poważny test. Nie byłyśmy w stanie przewidzieć reakcji rynku, opierałyśmy się jedynie na nieprzemijającym trendzie na Vintage i na wierze w słuszność naszej koncepcji Pozytywny odbiór kampanii i olbrzymia ilość zapytań o dostępność ubrań Van Hoyden przerosła jednak nasze oczekiwania i pozwoliła nabrać wiatru w żagle.
Monika: Mamy wrażenie, że polscy projektanci starają się być zbyt poprawni. Trzymają się ram dobrego smaku tak bardzo, że to ich ogranicza. My traktujemy modę z przymrużeniem oka, wierzymy, że niektóre rzeczy mogą być tak brzydkie, że aż ładne.
Piszecie że inspirujecie się modą vintage, lecz nie w oczywisty sposób bo bardzo ją unowocześniacie, skąd się wzięła w was taka fascynacja aby łączyć stare z nowym?
Ewa: Jakość i trwałość materiałów vintage jest o niebo wyższa niż obecnie. Te rzeczy przetrwały lata i przetrwają kolejną dekadę. Nie wykluczamy szycia z „nowych” materiałów, ale obecnie naszą misją jest unowocześnianie vintage.
Monika: W ciuchach vintage jest prawda, której po prostu nie da się odtworzyć. My staramy się podbić ich blask tak bardzo jak to możliwe, nadając im drugie życie. Nakładamy na nie warstwę współczesności, sznyt obecnych trendów, przy jednoczesnym zachowaniu klasycznej formy. A tak serio, wygodniej jest gdy nie trzeba szyć od zera ;)
Wasza marka jest nowa na rynku, jakie największe trudności spotkały was na drodze do kariery?
Monika: Trudności było sporo. Ciągle nie można powiedzieć, że wystartowałyśmy już na 100%, a od momentu pierwszych pomysłów mija już półtora roku. Myślę, że najtrudniejsze dla nas obu jest to, że nie możemy się Van Hoyden poświęcić w pełni. Mamy pracę, dom i inne pasje. Jak na razie nie jesteśmy gotowe, żeby zrezygnować z tamtych spraw i właśnie ta konieczność dzielenia uwagi jest najtrudniejsza.
Uważacie że ciężko się przebić w Polsce spośród, naprawdę wielu innych młodych marek?
Ewa: Chyba się jeszcze nie przebiłyśmy, dlatego ciężko odpowiedzieć na to pytanie Na tym etapie czerpiemy dużą satysfakcję z małych sukcesów. Platforma ASOS umożliwiła nam sprzedaż przez ich stronę, jesteśmy na ostatnim etapie dopinania formalności. O sprzedaży zawsze myślałyśmy w bardziej globalnie kontekście. Polska to za mały rynek na tak sprofilowany projekt.
Według was łatwiej jest pracować samemu czy w duecie, nie macie czasem spornych wizji na temat waszych nowych projektów?
Monika: Oczywiście, że zdarzają się różnice zdań, ale uczymy się wyciągać z nich wnioski i traktować je jako podstawę do dyskusji i ulepszeń. Myślę, że mimo różnego podejścia do niektórych kwestii, gdybyśmy nie robiły tego razem po prostu nic by z tego nie wyszło.
Skąd bierzecie pomysły na tak oszołamiające kolekcje, co jest waszą największą inspiracją?
Ewa: bardzo interesuję się Trend Scoutingiem. Prognozowanie trendów to moje hobby i przy okazji niezła zabawa. „Skanuję” swoje ulubione blogi i strony w sieci, ale tak naprawdę najwięcej inspiracji czerpię z wizyt w innym krajach.
Wasze projekty często noszą uczestnicy polskiego Top Model, jak udało wam się przykuć ich uwagę do swojej twórczości?
Ewa: Miałam przyjemność pracować przy ostatniej edycji Top Model. Tam poznałam Radka Pestkę i Karolinę Gilon, którym przypadły do gustu projekty Van Hoyden.
W kwietniu odbędzie się wasz pokaz na Polskim Fashion Week'u w najciekawszej strefie, czyli OFF zaprezentujecie tam kolekcję "modern grunge" Czy będzie to coś zupełnie nowego, czego mamy się spodziewać?
Ewa: Cały czas pracujemy nad koncepcja pokazu. Zawsze dajemy z siebie 100%, wiec na pewno będzie można zobaczyć nasze autorskie spojrzenie na modę w nadchodzącym sezonie AW2016. Szczegółów nie zdradzimy,
Co jest waszym największym atutem, którym możecie się szczycić?
Monika: Nie ma drugiej takiej samej marki na polskim rynku. Re-vintage w Polsce dopiero raczkuje.
Do kogo kierujecie swoje projekty?
Monika: Mamy wrażenie, że na nasze ciuchy jak na razie bardziej gotowa jest berlińska ulica niż rodzimy rynek. Jesteśmy jednak pewne, że to się niedługo zmieni. Nasze projekty pasują każdemu, kto ma w sobie choć trochę buntu.
Czy poza uczestnikami Top Model, ubieracie jakieś sławy, artystów?
Ewa: Na dziś dzień Twin Shadow ma w swojej szafie jeden z naszych pierwszych płaszczy I to wiele dla nas znaczy. Mamy już plan spotkać się z innymi artystami, których cenimy za ich dokonania muzyczne, ale o tym napiszemy na naszej stronie Fb w odpowiednim czasie.
FB Dziewczyn
Dlaczego nazwaliście waszą markę akurat Van Hoyden, wiąże się z tym jakaś anegdota?
Ewa: HOYDEN w języku duńskim to „rozpuszczona dziewczyna” lub „chłopczyca”. Nasze ubrania to w 90% unisex. Chciałam do tego nawiązać w nazwie marki. Tworzymy projekty, które z powodzeniem mogą nosić zarówno dziewczyny jaki i chłopaki. Nie przewidujemy podziału na kolekcję męską i damską, bo w dzisiejszych czasach to chyba już bez sensu.
Co was skłoniło do stworzenia marki modowej, wspólnie i dlaczego akurat moda?
Monika: Ewie moda była bliska od zawsze, tworzyła swoje projekty i stylizowała ludzi od wielu lat. Wyczucie stylu ma wrodzone. Potrzebowała jednak teamu, kogoś z kim mogłaby się wzajemnie mobilizować. Ja jestem architektem i grafikiem, wnoszę więc do zespołu umiejętności potrzebne do wykonania grafik i części projektów. Obu nam bliski jest ten sam "klimat modowy", więc zwykle kwestie koncepcji uzgadniamy w ciągu 5 minut i nie ma tym tle różnic zdań.
Ewa: Na początku przerabiałam rzeczy dla siebie, żeby mieć coś unikatowego. Coś, co nie jest szyte w tysiącach sztuk i nie wisi w co drugim sklepie. Van Hoyden jest alternatywą dla masowych produkcji. Szyjemy unikatowe i niepowtarzalne rzeczy.
Czy uważacie że w polskim światku modowym brakuje takich projektantów jak wy?
Ewa: Wejście na rynek traktowałyśmy jako poważny test. Nie byłyśmy w stanie przewidzieć reakcji rynku, opierałyśmy się jedynie na nieprzemijającym trendzie na Vintage i na wierze w słuszność naszej koncepcji Pozytywny odbiór kampanii i olbrzymia ilość zapytań o dostępność ubrań Van Hoyden przerosła jednak nasze oczekiwania i pozwoliła nabrać wiatru w żagle.
Monika: Mamy wrażenie, że polscy projektanci starają się być zbyt poprawni. Trzymają się ram dobrego smaku tak bardzo, że to ich ogranicza. My traktujemy modę z przymrużeniem oka, wierzymy, że niektóre rzeczy mogą być tak brzydkie, że aż ładne.
Piszecie że inspirujecie się modą vintage, lecz nie w oczywisty sposób bo bardzo ją unowocześniacie, skąd się wzięła w was taka fascynacja aby łączyć stare z nowym?
Ewa: Jakość i trwałość materiałów vintage jest o niebo wyższa niż obecnie. Te rzeczy przetrwały lata i przetrwają kolejną dekadę. Nie wykluczamy szycia z „nowych” materiałów, ale obecnie naszą misją jest unowocześnianie vintage.
Monika: W ciuchach vintage jest prawda, której po prostu nie da się odtworzyć. My staramy się podbić ich blask tak bardzo jak to możliwe, nadając im drugie życie. Nakładamy na nie warstwę współczesności, sznyt obecnych trendów, przy jednoczesnym zachowaniu klasycznej formy. A tak serio, wygodniej jest gdy nie trzeba szyć od zera ;)
Wasza marka jest nowa na rynku, jakie największe trudności spotkały was na drodze do kariery?
Monika: Trudności było sporo. Ciągle nie można powiedzieć, że wystartowałyśmy już na 100%, a od momentu pierwszych pomysłów mija już półtora roku. Myślę, że najtrudniejsze dla nas obu jest to, że nie możemy się Van Hoyden poświęcić w pełni. Mamy pracę, dom i inne pasje. Jak na razie nie jesteśmy gotowe, żeby zrezygnować z tamtych spraw i właśnie ta konieczność dzielenia uwagi jest najtrudniejsza.
Uważacie że ciężko się przebić w Polsce spośród, naprawdę wielu innych młodych marek?
Ewa: Chyba się jeszcze nie przebiłyśmy, dlatego ciężko odpowiedzieć na to pytanie Na tym etapie czerpiemy dużą satysfakcję z małych sukcesów. Platforma ASOS umożliwiła nam sprzedaż przez ich stronę, jesteśmy na ostatnim etapie dopinania formalności. O sprzedaży zawsze myślałyśmy w bardziej globalnie kontekście. Polska to za mały rynek na tak sprofilowany projekt.
Według was łatwiej jest pracować samemu czy w duecie, nie macie czasem spornych wizji na temat waszych nowych projektów?
Monika: Oczywiście, że zdarzają się różnice zdań, ale uczymy się wyciągać z nich wnioski i traktować je jako podstawę do dyskusji i ulepszeń. Myślę, że mimo różnego podejścia do niektórych kwestii, gdybyśmy nie robiły tego razem po prostu nic by z tego nie wyszło.
Skąd bierzecie pomysły na tak oszołamiające kolekcje, co jest waszą największą inspiracją?
Ewa: bardzo interesuję się Trend Scoutingiem. Prognozowanie trendów to moje hobby i przy okazji niezła zabawa. „Skanuję” swoje ulubione blogi i strony w sieci, ale tak naprawdę najwięcej inspiracji czerpię z wizyt w innym krajach.
Wasze projekty często noszą uczestnicy polskiego Top Model, jak udało wam się przykuć ich uwagę do swojej twórczości?
Ewa: Miałam przyjemność pracować przy ostatniej edycji Top Model. Tam poznałam Radka Pestkę i Karolinę Gilon, którym przypadły do gustu projekty Van Hoyden.
W kwietniu odbędzie się wasz pokaz na Polskim Fashion Week'u w najciekawszej strefie, czyli OFF zaprezentujecie tam kolekcję "modern grunge" Czy będzie to coś zupełnie nowego, czego mamy się spodziewać?
Ewa: Cały czas pracujemy nad koncepcja pokazu. Zawsze dajemy z siebie 100%, wiec na pewno będzie można zobaczyć nasze autorskie spojrzenie na modę w nadchodzącym sezonie AW2016. Szczegółów nie zdradzimy,
Co jest waszym największym atutem, którym możecie się szczycić?
Monika: Nie ma drugiej takiej samej marki na polskim rynku. Re-vintage w Polsce dopiero raczkuje.
Do kogo kierujecie swoje projekty?
Monika: Mamy wrażenie, że na nasze ciuchy jak na razie bardziej gotowa jest berlińska ulica niż rodzimy rynek. Jesteśmy jednak pewne, że to się niedługo zmieni. Nasze projekty pasują każdemu, kto ma w sobie choć trochę buntu.
Czy poza uczestnikami Top Model, ubieracie jakieś sławy, artystów?
Ewa: Na dziś dzień Twin Shadow ma w swojej szafie jeden z naszych pierwszych płaszczy I to wiele dla nas znaczy. Mamy już plan spotkać się z innymi artystami, których cenimy za ich dokonania muzyczne, ale o tym napiszemy na naszej stronie Fb w odpowiednim czasie.
Komentarze
Prześlij komentarz